Franciszkańskie Spotkanie Młodych

             Nie minął tydzień od Naszej ostatniej eskapady, a My odrzuciliśmy kapoki i wiosła, po to, by jak nurt rzeki, który porwał jedno z nich, ponownie dać porwać się przygodzie. Tym razem celem była leżąca pośród bieszczadzkich gór, nieopodal polsko – ukraińskiej granicy – Kalwaria Pacławska. Oczekiwało tam na Nas, dość specyficzne zważywszy na panującą pandemię, Franciszkańskie Spotkanie Młodych.

            Choć grono Społeczności uszczupliło się względem poprzedniej podróży, ostatecznie liczbowo przedstawialiśmy się podobnie. Szeregi uczestników zasilili bowiem: znany z kajaków, Nasz ,,turystyczny kompan” – Patryk, ,,przewodnik duchowy San Damiano” – ojciec Paweł oraz reprezentujący kadrę terapeutyczną: Rafał, Sławek, Piotr i Dawid.

            Sam przebieg 33-ej odsłony FSM-u, ze względu na wspomnianą pandemię i związanymi z nią obostrzeniami, odbywał się w dużym stopniu, w sposób interaktywny, co Nas rzecz jasna, z tej części wykluczało. Hasłem przewodnim tegorocznych obchodów była ,,Tożsamość” i to jej poświęcone były rozważania, zarówno towarzyszącym im Mszom Świętym jak i spotkań z animatorką – Kamą, które to zajęcia, były de facto jedynymi, które w nienaruszonej formie doszły do skutku. Osobne słowa należą się samemu Sanktuarium, które wprost przytłacza swoim pięknem. Tyczy się to zwłaszcza jego wnętrza: obrazy, freski i dopełniające imponującego efektu bogate zdobienia, nikogo nie pozostawią obojętnym.

            Pisząc o Naszym czasie spędzonym w Kalwarii Pacławskiej, nie sposób nie zatrzymać się przy jego ,,turystycznej” części. W jego ramach było Nam dane wyruszyć na turystyczny szlak, którego pokonanie, pomimo obiecujących początków, przebiegło w warunkach pogodowych pozostawiających wiele do życzenia. Jednakowoż nie są one w stanie przyćmić ogromu doznań jakie owo wyjście w Bieszczady zdołało Nam dostarczyć. I tak też niemałym nakładem sił ,,ustrzeliliśmy” Tarnicę, Halicz i Przełęcz Goprowską. Niedostatki w sferze widoczności zostały Nam zrekompensowane dopiero w końcowej fazie przeprawy, niemniej chyba nie ma w Naszym gronie osoby, która rozpatrywałaby ją w kategoriach rozczarowania. Mi osobiście poza aspektem wizualnym, którego słowa nie są w stanie wyrazić, w pamięci zapadnie na długo także wzajemne wsparcie, życzliwość i troska jakie panowały pomiędzy uczestnikami tych górskich zmagań. Pozostaje sobie życzyć aby takowe podejście nie było nigdy Nam obce, także na dalszym etapie terapii. Warto tak samo wspomnieć w tym miejscu o wycieczce jakiej podjęliśmy się wraz z ojcem Pawłem. Dzięki niej odwiedziliśmy min. Pustelnię św. Marii Magdaleny, część kompleksu kapliczek dróżkowych, czy wreszcie sławetne Gradusy. Każde z tych miejsc cechowało się dużą dozą estetyki a samo ich położenie jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej wymagających poszukiwaczy przygód, w tym także autora tych słów.

            Należy zaznaczyć, iż mimo użytego przeze mnie na wstępie, w odniesieniu do FSM-u, terminu ,,przygoda”  (choć pod wieloma względami można go takowym traktować) w istocie ów pobyt miał charakter czysto terapeutyczny. Żywym potwierdzeniem tego było wiele wydarzeń jakie mu towarzyszyły. Od spadków z funkcji, zarówno tych lżejszych gatunkowo po te iście spektakularne, od oficjalnego zakończenia terapii po ujawnienie jej rzeczywistej motywacji, od krańcowego wycieńczenia po poczucie ogromnego niedosytu, od wyniszczającego kryzysu, po oczyszczającą spowiedź. Co zaś szalenie ważne w ich kontekście, niosły one ze sobą całe spektrum emocji, tak znacząco od siebie różnych a jednocześnie przeżywanych równolegle. Wszystkie one bez wyjątku symbolizują Nasze miejsce w terapii, ilustrując wyrzeczenia i wysiłek weń włożone, bądź obnażając nasze zaniedbania i deficyty w motywacji.

Wracając do moich osobistych odczuć związanych z FSM-em, mam silne przeświadczenie, iż byłyby one niekompletne, gdybym pominął jeden z jego wątków. Mam tu mianowicie na myśli Scholę, która swą grą i śpiewem uświetniała nabożeństwa, stając się ich integralną częścią i zapewniając oprawę głęboko chwytającą za serce. Nie umniejszając absolutnie wagi pozostałych przeżyć z Kalwarii Pacławskiej, będąc poproszony o wymienienie tego, któremu nadałbym największą rangę, bez namysłu odpowiem – Schola.

Podsumowując ten dziewięciodniowy okres spędzony w małej sanktuaryjnej miejscowości na Podkarpaciu, ponad wszelką wątpliwość, dla tych którzy tam byli, zarówno ten czas jak i miejsce zasługują na to aby doń wrócić. I choć dla każdej z tych osób przyczyny takowego stanu rzeczy będą różne tak jak i doświadczenia, które stały się ich udziałem, śmiem twierdzić, iż fakt, iż przeżywaliśmy je wspólnie jest wartością samą w sobie. Mam niesłabnąca nadzieję, iż dzięki tym chwilom zdołamy odnaleźć pewnego dnia, będącą motywem przewodnim minionego FSM-u, tożsamość i że odbędzie się to przy czynnym udziale Społeczności.

SONY DSC
SONY DSC
SONY DSC
SONY DSC
SONY DSC
SONY DSC

SONY DSC